Wizyta w Teatrze Rampa na komedii Miłość jako jednostka chorobowa w reżyserii Grzegorza Mrówczyńskiego, to gwarancja udanej terapii śmiechem. Wyraziste kreacje aktorskie, zabawne dialogi oraz świetnie dobrane i wplecione w akcję przeboje współczesnej polskiej piosenki sprawią, że będziecie się świetnie bawić.

Okazuje się, że miłość to choroba psychiczna, za którą odpowiada głównie hormon serotonina. W grupie chorób, według WHO (Światowa Organizacja Zdrowia), ma ona swój numer – F63.9, klasyfikujący ją jako jednostkę chorobową.

W taki sposób miłość zdaje się traktować doktor Anna (Brygida Turowska), która pracuje jako terapeutka w gabinecie Psychoterapii dla Małżeństw i Par. Swoim pacjentom stara się udowodnić, że ratowanie związku nie ma większego sensu i zaleca rozwód. Pewnego dnia przekona się na własnej skórze, jakie skutki przyniesie jej nietrafna porada.

Wyraziste kreacje aktorskie

Najmocniejszą stroną spektaklu Miłość jako jednostka chorobowa jest obsada, która znakomicie współpracuje ze sobą na scenie dając popis swojego talentu. Brygida Turowska zachwyca w roli terapeutki. Gra lekko, z dużą dawką ironii i humoru. Agnieszka Fajlhauer jest znakomita w roli roztrzepanej, szalonej, nieco naiwnej,  wierzącej w idealną miłość asystentki terapeutki.

Plejada pacjentów przewijających się przez gabinet doktor Anny jest tak interesująca dzięki dwójce artystów, którzy umiejętnie zbudowali różnorodne role – Dominika Łakomska (Kobieta, Żona, Julia) i Andrzej Niemirski (Mężczyzna, Mąż i również rola Zamachowca). Ich grę wspaniale uzupełniają Maciej Gąsiorek (Lekarz) i Robert Kowalski (Policjant).

Polskie przeboje

W spektaklu usłyszymy rewelacyjne interpretacje znanych i lubianych przebojów, m.in: Lepszy model, Wyszłam za mąż zaraz wracam, Sen, Gdzie Ci mężczyźni…, Kiedyś cię znajdę, Babę zesłał Bóg, Nie wierz nigdy kobiecie, Byłaś serca biciem. Są one zabarwione irracjonalnym humorem sytuacyjnym. A on w połączeniu z choreografią autorstwa Tomasza Tworkowskiego sprawia, że publiczność co chwilę zanosi się głośnym śmiechem.

Z całą pewnością najbardziej zapamiętałam Chciałabym, chciała… w wykonaniu Agnieszki Fajlhauer i Roberta Kowalskiego. Musicie na własne oczy i uszy przekonać się, co artyści zrobili z tym utworem. Chapeau bas!

Po spektaklu aktorzy otrzymali długą, entuzjastyczną owację.

Refleksja końcowa

Polecam Wam gorąco wybranie się do Teatru Rampa na Miłość jako jednostka chorobowa. Ten kameralny spektakl, oprócz dużej dawki śmiechu i rozrywki, skłania również do myślenia. Można dopatrzeć się w nim słodko-gorzkiej opowieści o relacjach międzyludzkich.

 

Dorota Jurek, Kulturalne Media