Wielka Miłość, czy wielkie rozczarowanie…
Marny los artysty, który boi się doświadczać miłości… Inspirująca i potrzebna jak powietrze jest ta substancja niemierzalna, wprowadzająca w stan euforii na pograniczu wszystkich odcieni uczuć. Często w te powidoki emocjonalne, wkrada się również cały wachlarz niepewności, który prowadzi na te znane wszystkim rozstaje, gdzie trudno znaleźć rozwiązanie w którą stronę podążać…
Jednak gdyby nie było tego rozedrgania i niepewności, czym byłaby sztuka? Mogłaby być beznamiętnym tworem pełnym schematów, prostych rozwiązań i łatwych odpowiedzi, które dla wnikliwego odbiorcy sztuki nie spełnią żadnej istotnej roli. Entuzjasta dzieł artystycznych potrzebuje katharsis, by móc w pełni odczuwać ten rodzaj miłości do piękna i prawdy. Natomiast dla artysty sztuka często bywa oblubienicą, ponieważ dzięki inspiracji, którą otrzymuje od ukochanej zaczyna stawać się twórcą. Inspiracja pojawia się jak ulotna chwila oraz nieprzewidywalny moment, a artysta powinien to poczuć i zrozumieć dlaczego warto uchwycić tę materię w formę indywidualnej kreacji. W taki sposób powstaje dzieło sztuki pełnowartościowe, które może mieć głębszy sens, jednakże kiedy nie zostanie odczytane przez miłośnika sztuki może stracić swe znaczenie.
Ten proces stawania się miłością względem siebie i innych, a także pewnego rodzaju ofiarność i szczodrobliwość uczuć sprawia, że miłość jest zagadką indywidualnych przypadków, których nie można określić jedną przewidywalną miarą. Dlatego wiele znakomitych dzieł sztuki wpisujących się do klasyki nie tylko dramaturgi, nie skupia się na ogromie odcieni miłości, tylko nad jednym zagadnieniem uczucia, ponieważ zawarcie kolorytu całości w jednym dziele artystycznym jest zazwyczaj niemożliwie.
Według Doroty Wójtowicz autorki scenariusza do spektaklu „Miłość jako jednostka chorobowa”– uczucie miłości powinno zostać poddane procesowi leczenia i ustabilizowania. Ten sposób obrazowania dramaturgicznego nie może zostać potraktowany jako obraz syntezy pojęcia, tylko jako wycinek jednego z odcieni szeroko pojmowanej istoty kochania.
Akcja utworu rozgrywa się w gabinecie, gdzie główna bohaterka – terapeutka – Brygida Turowska, próbuje uleczyć błędy związków małżeńskich, ukazując w ten sposób nieświadomie własne problemy z pojmowaniem istoty uczuć. Wyraźnie widać już od pierwszej sceny, że jej postępowanie i schematyczny sposób pojmowania problemu, jest uwarunkowany trudnymi przeżyciami z przeszłości. Terapeutce wydaje się, że najważniejszą receptą na udane małżeństwo jest rozwód, a miłość należy zdegradować do elementu niepotrzebnego i zaburzającego sferę komfortu w ludzkiej egzystencji.
Pacjenci odwiedzający poradnię małżeńską szukają wsparcia i ratunku, jednakże otrzymują tylko niezrozumiałe dla nich porady i coraz bardziej widoczną obawę terapeutki, że któremuś z nich może się udać lepiej żyć w miłości i spełnieniu. W potrzebujących pomocy pacjentów wcielają się mistrzowsko Dominika Łakomska i Andrzej Niemirski. Artyści z niebywałą lotnością poziomów kunsztu aktorskiego przeobrażali się z łatwością i mocno wyczuwalne było interpretacyjne tętno postaci. Odważna i wielopoziomowa gra znacznie uwydatniła zdolności aktorów do trzymania widza w aktywnej niepewności. Natomiast przejrzystość zewnętrznych środków wyrazu, znakomicie podkreśliły dopasowane do przedstawianych charakterów kostiumy.
Dostrzegalny, wyrazisty i przenikający był gest, a za jego wystudiowanie i opracowanie należą się słowa uznania dla reżysera spektaklu Grzegorza Mrówczyńskiego, który z precyzją poprowadził wszystkich aktorów w taki sposób, iż mimo przerysowanej formy utworu, postacie z całą pewnością mogłyby znaleźć swoje odzwierciedlenie w realnym życiu.
Do tej palety emocjonalnych barw miłosnej opowieści dołączają jeszcze rozentuzjazmowana do granic możliwości asystentka terapeutki – Agnieszka Fajlhauer, tajemniczy lekarz – Maciej Gąsiorek i bardzo wrażliwy i kochliwy policjant – Robert Kowalski, kryjący swą prawdziwą naturę pod osłoną niechlujnego kloszarda.
Należy również podkreślić, że interesującym dopełnieniem całości kompozycji komediowej farsy miłosnej, są znane przeboje muzyczne wplecione w linie fabularną w taki sposób, iż każdy z aktorów musi odnaleźć cząstkę swojego bohatera w wykonywanej piosence. Nowe aranżacje muzyczne pod kierunkiem Marka Lipskiego występują najczęściej jako komentarz do danej sceny lub uzupełniają i poszerzają przedstawiany wizerunek wewnętrzny bohatera. W ten sposób rozżalona nad swoim losem terapeutka rozpoczyna spektakl od utworu „S.O.S.” – Jerzego Wasowskiego i Jeremiego Przybory, gdzie wręcz rozdziera ją wewnętrzne cierpienie i prośba o ratunek dla ginącej miłości. Pacjenci balansują groteskowo pomiędzy „Lepszy Model” – Katarzyny Klich, a poważną interpretacją utworu „Co mi Panie dasz” – Beaty Kozidrak. Natomiast asystentka terapeutki figlarnie śpiewa „Kiedyś cie znajdę” – Reni Jusis, by później odnaleźć swojego ukochanego „Krogulca” według kompozycji Formacji Nieżywych Schabuff, a tajemniczy lekarz ujawnia swoje intencję w utworze „Byłaś serca biciem”.
W takim nasyceniu inscenizacyjnych kierunków, można się zastanowić nad jeszcze jednym bardzo ważnym składnikiem tego spektaklu – Dlaczego Maurits Cornelis Escher i jego obraz „Bond of Union” stał się głównym i najistotniejszym elementem scenografii autorstwa Jerzego Rudzkiego? Czy istotniejsze w tworzeniu portretów psychologicznych bohaterów jest rozwarstwienie emocjonalne, czy zjednoczona więź, która jest nierozrywalną częścią i powodem budowania relacji międzyludzkich? Gdzie jest moment nawiązania komunikacji uczuciowej i czy ta nić porozumienia ma sens? Gdzie ma swój początek to osobliwe „stawanie się” i jakie problemy z tego wynikają?
Wiele można zadawać pytań dotyczących istoty i pojmowania relacji miłosnych, jednak czasem zadając za dużo pytań można się rozczarować, gdy się okazuje, że odpowiedzi na te pytania są bardzo proste. Zdarza się też tak, że to co było ogromnym problemem do rozwiązania, staje się po jakimś czasie błahostką, na którą nie warto poświęcać więcej energii. Jednakże, czy praca terapeutki w poradni małżeńskiej to proste zadanie? Myślę, że nad tym pytaniem powinni zastanowić się miłośnicy sztuki „ Miłość jako jednostka chorobowa”, bo stojąc na rozstajach, lepiej dokładnie się zorientować, czy życiowe wybory są kierowane wielką miłością do siebie i innych, czy wielkim rozczarowaniem…
Magdalena Hierowska
Dziennik Teatralny Warszawa
1 marca 2021