Na wschód od Hollywood – czyli na ulicy Kołowej

Na wschód nie tylko od Hollywood, ale nawet od centrum Warszawy znajduje się Teatr Rampa w którym w ubiegły weekend wyruszył na scenę i dotarł do pierwszych widzów spektakl „Na wschód od Hollywood” w reż. Jerzego Jana Połońskiego – napisany specjalnie dla teatru na Targówku przez błyskotliwego Tomasza Jachimka.

Satyryk proponuje lekki przystępny tekst, pełen żartów, anegdot i gagów. Wesoła (choć miejscami trochę smutna – bo jakże prawdziwa!) komedia muzyczna niewątpliwie przyciągnie widzów i dołączy do grona pozycji obowiązkowych.

Pierwszą rzeczą, która rzuca się w oczy w spektaklu i z całą pewnością zasługuje na uwagę, to kostiumy autorstwa Moniki Wójcik. Asymetryczne i celowo nierówne koszule, marynarki, spódnice i spodnie – czasem
w kratkę, czasem w paski, zawsze czarno-białe – uzupełniają fabułę, podkreślając jej absurd oraz niosąc wyraźny przekaz: pokazują losy i charaktery poszczególnych bohaterów. Tylko jeden z nich, młody, ambitny i jeszcze niemający żadnego dorobku, ma koszulę całkowicie białą – jak czysta kartka niezapisanego papieru.

Taki właśnie jest główny bohater „Na wschód od Hollywood” Igor Skałecki (Wojciech Stolorz / Michał Karwowski) – czysty, poprawny, naiwny, pełen ideałów absolwent szkoły teatralnej, którego rodzice przez całe jego dzieciństwo spędzone w Wołominie szykowali do pięknego i czarującego życia aktora w Warszawie. Od
razu po szkole teatralnej Igor dostał etat w stołecznym teatrze i główną rolę w najnowszej premierze. Jak cudownie rysuje się wtedy jego przyszłość! I jakże dalekie od ideału jest to, co go spotyka w pierwsze dni swojego bycia etatowym aktorem…

Każda osoba, którą poznaje Igor Skałecki, reprezentuje inny typ aktora: zmęczony, niezrealizowany i wkurzony na wszystko Aktor Wyjadacz (Konrad Marszałek), podliczająca każdy grosz, biedna, pogrążona w problemach osobistych Aktorka Księgowa (Brygida Turowska), piękna, niezbyt mądra, gotowa na wszystko dla roli głównej Aktorka Gwiazda (Dominika Łakomska) oraz kochająca sztukę dla sztuki, rzucająca pomysłami, oryginalna Aktorka Poszukująca  (Kamila Boruta). Do kompletu trzeba dodać wyrachowanego Dyrektora Teatru, a zarazem nie mającego własnych pomysłów reżysera (Robert Tondera), który, jak to często bywa, tak naprawdę ze sztuką ma nie wiele wspólnego. Wystawia nikogo nieinteresującą i nikomu niezrozumiałą patriotyczną sztukę Juliusza Słowackiego „Kordian” by trochę podbudować budżet teatru. Jak wyreżyserować sztukę, której sam nie rozumiesz? Przepis jest prosty: www.streszczenia.pl, plus dofinansowanie z ministerstwa, plus trochę udziwnień i nowiutki aktor w roli głównej, na którego zawsze można zrzucić niepowodzenie.

I jak to często bywa, jedyną osobą w teatrze, panującą nad sytuacją i ogarniającą wszystko jest Pani Bufetowa (Katarzyna Kozak / Agnieszka Fajlhauer)…

Kolejnym ważnym elementem „Na wschód od Hollywood” w teatrze Rampa są wstawki multimedialne. Wyświetlane na wielkim ekranie wypowiedzi „zwykłych ludzi” tak naprawdę pełnią rolę kolejnego bohatera, uczestniczącego w dialogu na temat sztuki. Dział biletów, czy obsługi klienta uważa, że na spektakl nikt nie przyjdzie i teatr poniesie straty, pan parkingowy pyta, po co zainstalowano na parkingu nowy monitoring i szlaban, jeśli nikt tam nie zaparkuje, z kolei strażak się cieszy, bo „mniej ludzi – mniejsze zagrożenie”, hejterka proponuje nie hejtować, no bo przecież gorzej nie będzie, a w tym przypadku hejt może tylko pomóc, zaś nauczycielka-polonistka, nota bene zachwycona„Kordianem”, radzi rapować monologi i nie robić przerwy, żeby dzieci nie wyszły w połowie.

O czym ma opowiedzieć rodzicom podczas spotkania weekendowego młody, ambitny, ale już nieco rozczarowany Igor? Rodzicom, marzącym o najlepszym życiu dla syna, dla których etat w warszawskim teatrze jest bajką, a którzy widzą, że w oku syna iskra powoli gaśnie („Masz sławę, pieniądze, piękne kobiety? Nie masz? To co ty tam masz?”). Czy o tym jak przez dwie godziny czekał na rozpoczęcie swojej pierwszej próby? O tym jak bufetowa go pocieszała, kiedy chciał zrezygnować? Czy może o tym, jak w końcu zagrał Kordiana wspinając się i jednocześnie nurkując w masce do nurkowania? Chyba że o tym, że teraz gra pingwina w bajce, a na kolejną główną rolę będzie czekał latami… No bo przecież „Kiedy aktor pracuje w teatrze na etacie – to jest. Kiedy przychodzi do teatru gościnnie – to gra”.

Najważniejszy przekaz spoktaklu słyszymy w ostatniej piosence: „Jeden jest geniusz. Mistrzów ze trzech. Tysiące rzemieślników”. Bo nawet będąc rzemieślnikiem warto dążyć do geniuszu. Gdzie go znaleźć? Na wschód od Hollywood, a nawet od centrum Warszawy, w teatrze na Targówku uznanym w plebiscycie Warszawiaki za Teatr Roku 2018.

 

 

Aleksandra Zielińska,
Targówek.info