Na wschód od Hollywood, czyli co słychać w kulturze.

Ja chyba gdzieś już to widziałam… młodziak podejmuje swoją pierwszą pracę w Teatrze, w którym zetknięcie z rzeczywistością rodzi pierwsze rozczarowania… motyw nieodparcie przywołuje skojarzenie z debiutem fabularnym Krzysztofa Kieślowskiego „Personel”.


Nie od dziś wiadomo, że Teatr Rampa, uznany w plebiscycie Warszawiaki za Teatr Roku 2018, musicalem stoi. Ale dopiero premiera „Na wschód od Hollywood” ukazuje, jak świadomą pozycję na stołecznej arenie zajmuje.

Tomasz Jachimek proponuje lekki i zabawny tekst, który w przystępny dla prostego widza sposób opowiada o problemach, z jakimi na co dzień mierzą się ludzie pracujący w kulturze… oraz wszyscy ci, którzy dopiero wkraczają na ścieżkę zawodową. 
Niezależnie od fachu, jaki wykonujesz, studiów, które ukończyłeś czy aktualnego etapu edukacji, „Na wschód od Hollywood” to pozycja, obok której nie możesz przejść obojętnie. Pozycja obowiązkowa!

Mietek Podnietek, wkraczający w dorosłe życie, boryka się z podobnymi problemami, co Igor Skałecki, absolwent Akademii Teatralnej i… bohater spektaklu (w tej roli Wojciech Stolorz). Młodzian z rozczulającą naiwnością, energią i zaangażowaniem próbuje zrozumieć funkcjonowanie „prawdziwego” teatru – Teatru Nieprzeciętnego, którego Dyrektor (Robert Tondera) zaproponował mu etat i główną rolę w najnowszej premierze.

Każda odpowiedź rodzi pytanie, każde pytanie wątpliwość… jak w niepokoju zbudować rolę? I to nie byle jaką rolę! Samego Kordiana!

 Absurd goni absurd. Polecenie zostało wydane prawidłowo, nie musisz go rozumieć, ważne, aby wykonać zadanie. Nie o takiej pracy w teatrze marzył nasz bohater. 
A jeśli już o pracy mowa to kawał dobrej roboty wykonała Monika Wójcik, autorka kostiumów i scenografii. Czerń i biel połączone w asymetryczne kształty obrazują ten absurd, jak również nadają opowieści pewien bliżej nieokreślony wymiar, niczym u Gombrowicza.

Zespół aktorski pod czujnym okiem reżysera, Jerzego Jana Połońskiego, robi dobrą robotę, bawiąc się na scenie i bawiąc przy tym widza. Wpływa to naprawdę korzystnie na odbiór spektaklu, którego dobrym duchem jest postać Bufetowej (Katarzyna Kozak), w bardzo naturalny sposób spinająca akcję.

Skoro o postaciach kobiecych mowa to ważną rolę odgrywa motyw szklanego sufitu, który „aktorki w pewnym wieku” osiągają. Niestety, nie tylko one borykają się z tym problemem. Niezależnie od wieku i predyspozycji marzą by grać Julię… ech, która z nas o tym nie marzyła… lecz czy będzie im dane?

(Wy)dane na pewno zostały pieniądze na realizację Kordiana, którego premiera jak się finalnie okazało, (nie) stała się sukcesem komercyjnym. Całe szczęście, że nawet recenzje można kupić! 
Dyrektor, realizując spektakl patriotyczny, podjął wszelkie kroki, by postawić budżet teatru na nogi. Nie można mieć mu tego za złe… Kto z nas nie spotkał włodarza instytucji, który z kulturą ma tyle wspólnego, ile filmy Patryka Vegi z nominacją do Oscara? 
Nie odpowiadajcie.

W spektaklu nie brakuje energii i humoru oraz nawiązania kontaktu z widzem. Zabrakło mi jednak nawiązania bliższej relacji z bohaterami. Gdyby tak każda postać mogła wyśpiewać choć jeden song, który charakteryzowałby ją i opowiadał o teatrze z jej perspektywy. To jednak pozostaje w domyśle widza. Może to zabieg celowy? Celne jest natomiast wykorzystanie w spektaklu materiałów wideo oraz audio. Dodaje to dynamiki oraz ukazuje, że aktor na scenie jest tylko wierzchołkiem teatralnej góry lodowej.

Kończąc parafrazą utworu ze spektaklu: “Jeden jest geniusz. Mistrzów ze trzech. Tysiące rzemieślników”, 
jestem przekonana, że  warto te słowa pamiętać, gdyż to właśnie my, prości rzemieślnicy, możemy zdziałać najwięcej. Niech pierwszym krokiem będzie wizyta w miejscu położonym „Na wschód od Hollywood” – przy ul. Kołowej.

 

Wioleta Rosłoniec,
Teatr dla Wszystkich