O szkolnictwie na wesoło
Jak nauczać powinien belfer, każdy wie. Wszak szczenięce lata spędzone w szkolnej ławie w powszechnym mniemaniu dają ku temu przygotowanie. A i zawód, jak go nauczyciele usilnie malują, aż tak trudny i wyczerpujący się nie wydaje. Toż czas spędzony z „żywym złotem”, jakie zatroskany rodzic oddaje w szpony placówki edukacyjnej, powinien być dlań największym wynagrodzeniem. Cóż bowiem innego jak nie satysfakcja i poczucie obowiązku trzyma jeszcze belfra w zawodzie? Finanse zapewne nie.
W Klubie Tragediowym, otwartym w niewielkiej przybarowej przestrzeni Teatru Rampa, Michał Walczak i Agnieszka Makowska w stand-up musicalu „Niepokój nauczycielski” z osobliwym humorem poddają krytycznej analizie system edukacji w Polsce. Bohaterką czynią magister Marzenę Świrską-Wnerwińską (Agnieszka Makowska), dyrektorkę integracyjno-sportowo-wyczynowej szkoły podstawowej nr 5324 na Targówku. To postać nietuzinkowa. Uzyskała tytuł Belferki Roku w plebiscycie gazety „Los Nauczycielski”. Dla dobra uczniów jest w stanie zrobić wiele, przetrwać kuratorski audyt, a nawet poddać się egzorcyzmom w celu przegnania złego ducha opanowującego placówkę. Ujmuje profesjonalizmem, prowadząc lekcje z klasą 8h (nawiązanie do przepełnionych szkół w niektórych warszawskich dzielnicach). Modernizuje metody nauczania. Wprowadza mózgotykę, przedmiot, w ramach którego za pomocą psychozabawek będą stymulowane zmysły uczniów (ironiczne nawiązanie do potrzeby racjonalnych zmian w programie nauczania). Walczy o uwagę każdym możliwym sposobem, w tym ekstrawaganckim tapirem (wykonywanym z niezwykłym wdziękiem). To kobieta pozytywnie zakręcona, wzbudzająca sympatię widzów od pierwszej sceny. Makowska gra z dużym wyczuciem dramaturgii, ale jednocześnie z komediowym a czasem wręcz surrealistycznym polotem (świetna scena spotkania z siostrą bliźniaczką – mroczną stroną osobowości protagonistki). Śpiewa, tańczy, animuje lalki (autorstwa Konrada Czarkowskiego). Wnerwińską czasem trudno traktować poważnie, ale nie można odmówić jej pasji, zaangażowania i trafnej diagnozy sytuacji. Warto zauważyć, że nazwisko nawiązujące do epitetów, jakimi często określani są nauczyciele, podkreśla jej stosunek do zawodu. Irytują ją niezmiernie ignorancja uczniów, indolencja wychowawcza rodziców (planuje zorganizować specjalne kursy) i niskie zarobki, czyli typowe bolączki pedagogów.
Świrska-Wnerwińska jest belfrem stereotypowym, właściwie naszym wyobrażeniem nauczyciela – dostojną panią w średnim wieku w okularach. Z mocno podkreślonym okiem i fryzurą na mokrą włoszkę zdaje się żywcem wyciągnięta z PRL-u. W spódnicy w kratę, zmechaconej białej bluzce, przyciasnym żakiecie i butach z wyraźnym śladem kleju na podeszwie wygląda wprawdzie dobrze, ale to taka bieda-elegancja. Niedofinansowanie i anachronizm, największe problemy szkolnictwa, zostały zaakcentowane w kostiumie i scenografii (Joanna Walisiak). Wyposażenie sali lekcyjnej, choć wzbudza sentyment (piękne biurko z lat sześćdziesiątych), jest przestarzałe. W zdominowanym przez multimedialny przekaz świecie nie wystarcza już tylko tradycyjna tablica, a często dostęp jedynie do niej ma nauczyciel. Tablice multimedialne, wysokiej klasy sprzęt komputerowy, czy nowoczesne pomoce dydaktyczne pozostają w sferze marzeń. Pensje nauczycielskie też do najwyższych nie należą. Zdaniem pedagogów są nieadekwatne do wykształcenia i odpowiedzialności, jaka wiąże się z zawodem. Często nie starczają na zaspokojenie podstawowych potrzeb (pożyczki na leczenie stomatologiczne). W tym kontekście użycie przez Wnerwińską epitetu „przegryw” nie dziwi, a wybranie kariery w handlu, przewozie paczek czy sprzątaniu zamiast w edukacji zdaje się uzasadnione. Twórcy w niedofinasowaniu upatrują przyczyn braków kadrowych, niskiej pozycji społecznej pedagogów oraz deprecjonowania ich roli w procesie edukacji i wychowania.
Przestrzeń zorganizowana jest tak, by widzowie poczuli się jak w szkole (ustawione w rzędach krzesła i górująca nad nimi katedra). Zostajemy wtłoczeni w rolę niesfornych, podlegających stałej ocenie uczniów (rodzice uczestniczący w zebraniach też często siedzą
w ten sposób). Hierarchia jest oczywista. Góruje dosłownie i w przenośni nauczyciel, choć już nie z taką siłą jak kilkadziesiąt lat temu, bowiem prestiż zawodu ulega degradacji. Wspomina o tym bohaterka. Przechadza się między rzędami, zagaduje, odpytuje. Publiczność świetnie się w tej roli czuje (zwykle wspomnienie związane ze szkołą są miłe). Żywo reaguje na zaczepki aktorki, chętnie uczestniczy w improwizowanych scenkach. Teksty „siadaj, dwója” lub „świetnie, piątka” będące komentarzem do udzielanych przez widzów odpowiedzi (na przykład: Z czego zbudowany jest mózg?) wywołują gromki śmiech. Ta pozornie zabawna sytuacja obnaża brak podstawowej wiedzy. Istotne zdaje się więc pytanie o poziom nauczania. Ci, którzy teraz siedzą w szkolnych ławach za kilkanaście lat będą leczyć, uczyć, zarządzać firmami, kierować państwem. W tym kontekście świadomość ogromnej roli szkoły w kształceniu, kształtowaniu osobowości i aspiracji młodych ludzi wydaje się kluczowa.
Przy braku odpowiedniego zaplecza finansowego i kadrowego jest to bardzo trudne zadanie.
Temat edukacji choć omawiany szeroko w nieformalnej dyskusji, w publicznej debacie pojawia się sporadycznie, zazwyczaj przy okazji zmiany ministra i proponowanych przezeń nowelizacji, strajku nauczycieli oraz afer szkolnych (jak ta z 2003 roku, kiedy to toruńscy uczniowie założyli nauczycielowi kosz na śmieci na głowę, czy ta z września tego roku, gdy w bytowskiej szkole ponadpodstawowej nauczycielka uderzyła ucznia). Gruntownej refleksji nad stanem szkolnictwa nikt się jednak nie podejmuje, jakby poziom wykształcenia społeczeństwa nie miał znaczenia, nie korelował z funkcjonowaniem państwa. Temat też po macoszemu traktowany jest przez teatr. I choć pojawiają się przedstawienia eksplorujące relację nauczyciel-uczeń, nauczyciel-system, jak „Belfer” Wojciecha Pszoniaka (reżyseria: Michał Kwieciński, prapremiera 20 września 2004, Kino-Teatr „Bajka” w Warszawie), czy „Stowarzyszenie Umarłych Poetów” w reżyserii Piotra Ratajczaka (premiera 28 marca 2019, Och-Teatr w Warszawie), brak w nich głębszego namysłu. A o edukacji trzeba mówić, zwłaszcza teraz przy tak dużych niedoborach kadrowych i „dobrych zmianach” programowych. Cieszy tym bardziej „Niepokój nauczycielski”.
Marta Żelazowska, e-teatr.pl; Nowa Siła Krytyczna